-Dlaczego nie odzywałaś się do mnie do tej pory?- jako pierwszy zaczyna Gregor.
-Sama nie wiem. Może myślałam, że już o mnie zapomniałeś.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Czemu tak myślałaś? Przyjaciele nigdy nie odchodzą.- powiedział.
-Wiesz co? To jeszcze nie może do mnie dojść, że spotkaliśmy się w takim momencie. Z tego całego stresu zapomniała w ogóle, że skaczesz w kadrze.- zaśmiałam się pogodnie i przy okazji zmieniłam temat. Nigdy nie lubiłam rozmawiać z nim o uczuciach.
-Ja i chłopaki to w ogóle mięliśmy takiego stracha, kiedy dowiedzieliśmy się, że będzie jakaś nowa pani psycholog.- zaśmiał się cicho.
-Na prawdę? Myślałam, że jesteście już przyzwyczajeni do zmiany sztabu szkoleniowego.- powiedziałam ze zdziwieniem.
-Cóż...- w tym momencie usłyszeliśmy krzyk jakiegoś skoczka. Nie wiem dokładnie kto to był, bo stał bardzo daleko.
-Gregor, idziemy na trening na skoczni! Leć się przebierać!- zawiadomił Grega.
-Już idziemy Michi!- odkrzyknął Hayboeck'owi
-Chodź już. Zobaczysz jak skaczą mistrzowie.- wstał, a następnie wziął moją rękę i zakręcił mną dwa razy.
-Ty jesteś chory psychicznie, Greg.- zaśmiałam się i poszliśmy w kierunku skoczków i trenerów.
***
-Josephine, usiądź na trybunach. Będziesz widzieć wszystkie skoki z lepszej perspektywy.- powiedział uśmiechając się do mnie Kuttin.
-Dobrze.- powiedziałam słodko się uśmiechając.
Kiedy usiadłam na jednej z ławeczek zamknęłam oczy i wdychałam świeże, górskie powietrze. Jestem tu sama, mogę przemyśleć kilka spaw. Po chwili odpoczynku mój telefon. Odbieram i słyszę w nim słodki głosik należący do mojej chrześnicy.
-Cześć ciocia!- krzyknęła mała.
-Cześć kochanie. Co u ciebie kochaniutka?
-Wszystko dobrze. A u cioci, gdzie pojechałaś?- zapytała
-Też dobrze. Pojechałam do innego kraju, wiesz?- odpowiedziałam na jej pytanie.
-A po co ciocia pojechała?- zdziwiła się. Czyżby Marc nic jej nie powiedział?
-Pojechałam razem ze skoczkami narciarskimi, bo będą tu skakać wiesz? I będę im kibicować żeby wygrali.- wytłumaczyłam.
-Aaa, to fajnie. Ciociu, tata każe mi już kończyć, więc cześć i przekaż pozdrowienia dla panów.- powiedziała wesoło.
-Dobrze, a ty pozdrów mamę i tatę, papa.- pożegnałam się.
-Paa!- mała wydarła się do słuchawki. Rozłączyłam się. Miło mieć taka chrześnicę. Często do ciebie zadzwoni, poprawi humor. Ma dopiero sześć lat, a już taka mądra. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk jaki towarzyszył skoczkowi wychodzącego z progu.
Uwielbiam ten sport i cieszę się, że tata wszczepiał mi go od dziecka. Skoki są specyficznym i zadziwiającym (pozytywnie oczywiście) sportem, dlatego tak go uwielbiam!
Po skończonym treningu poszłam do nich, aby razem jechać do hotelu. Dzisiaj naprawdę dobrze sobie poradzili i mam nadzieję, że jutro, na konkursie będzie tak samo.
***
Kiedy miałam zamiar wejść do mojego hotelowego pokoju usłyszałam jak ktoś mnie woła. Obróciłam się w tamtym kierunku: Michael- czego on może ode mnie chcieć?
Przecież jesteś ich psychologiem, idiotko...
-Jose...- nikt jeszcze tak nie zdrobnił mojego imienia. Słodkie.
-Słucham?- powiedziałam z uśmiechem.
-Możemy porozmawiać?- zapytał.
-Jasne, wchodź.- otworzyłam drzwi kluczem i weszliśmy do pomieszczenia. Bardzo przytulnie i miło.
-Nie przeszkadzam Ci? Może chciałaś odpocząć, czy coś.- powiedział z troska w głosie.
-To moja praca Michael.- powiedziałam i uśmiechnęłam się czując worki pod oczami.
-Ok, słuchaj... mam problem.- zaczął, ale chwilę jakby czekał na to żebym przyjęła to do wiadomości.- Strasznie stresuję się przed jutrzejszym konkursem. Nie wiem czy dam radę. Jeszcze nigdy nie miałem takich zmartwień. Co jak źle skoczę i wszyscy będą mi wypominać, że mogłem zdobyć złoto dla swojego kraju?- coraz bardziej panikował. Postanowiłam go uspokoić.
-Spokojnie, Michi. Poradzisz sobie, jesteś profesjonalistą. Poza tym nikt nie jest idealny, każdy może przegrać. Nie myśl sobie teraz, że jakoś w ciebie wątpię, bo tak nie jest. Jesteś naprawdę wyśmienitym skoczkiem, jak i facetem i mimo to, że w siebie nie wierzysz to pomyśl, że twoja rodzina, przyjaciele, znajomi i kibice są zawsze z tobą, cokolwiek się stanie. Michael, musisz w siebie uwierzyć. Ja w ciebie wierzę.- skończyłam swój jakże długi, ale pełen prawdy monolog.
-Wow, dzięki Jose.- uśmiechnął się tak słodko.- Nie myślałem, że aż tak umiesz powrócić w kimś wiarę w siebie. Dziękuję.- lekko się uśmiechnął.- Dobra, ja już lecę, pewnie jesteś bardzo zmęczona. Nie przeszkadzam Ci już, dobranoc.- wyszedł.
Sympatyczny i słodki facet. Mam nadzieję, że jutro stanie na podium.
Poszłam jeszcze się wykąpać i przebrać w piżamy. To był długi i męczący dzień... Jutro czeka mnie jeszcze bardziej ciekawszy i stresujący. Wszyscy będą pewnie chcieli ze mną porozmawiać przed skokiem. Taka już moja praca, muszę dbać o ich samopoczucie.
Dobranoc.
------------------------------------------------------------
Hej!
Tak to jest prolog xd wiem, że długi, ale na inny nie miałam pomysłu. Obiecuję, że następne rozdziały będą dłuższe! Chciałam wstawić go przed konkursem, który zacznie się za czterdzieści minut i udało mi się. Oczywiście kibicuję Polsce, jak i Austrii <3
Zarz lecę już przed telewizor i zaczynam trzymać kciuki za chłopaków!
Pozdrawiam! :))
Zuzia xoxo